Wstaje rano i przecieram oczy ze zdumienia. Piąta trzydzieści, czyli pół godziny wcześniej! Bo przez tydzień, ten ostatni była szósta. Trudno, lewą nogę wydostaje z łóżka i tą drugą też gramolę na podłogę – koniec spania. Pół przytomna idę do łazienki, mam pięć minut, potem świergot się zamieni w jęki. Jana wezmę na śniadanie i postaram się nie widzieć brudnych naczyń. W tej ostatniej, czystej szklance zrobię sobie kawę. Jak się uda, to wypiję ciepłą. Później z synkiem się położę na dywanie. Międzyczasie, przygotuję obiad. I na spacer wyjdę i do snu utulę. Potem wezmę się za pranie i pościeram kurze. Popołudniu, pochodzimy po ogrodzie i na kocu rozłożymy misie – te pluszowe, ale również te z plastiku. Te tandetne, których tak nie lubię, a Ty sobie ukochałeś. Twoją buzią będę cieszyć oczy. A wieczorem, kiedy przyjdzie do Nas tata – zrobię Wam kolację. Potem pójdę Cię wykąpać, a na koniec wyszoruje zęby. Na dobranoc jeszcze nie opowiem bajki, ale ukołyszę – tak w ramionach. A gdy zaśniesz, będę stała obok i patrzyła. Jak oddychasz. Twoje rączki małe będę podziwiała. Będę dziękowała. W końcu pójdę pocałować tatę i z nim zasnę, żeby rankiem znów za wcześnie się obudzić.
Tego dnia, nie przeczytam żadnej książki i nie zajrzę nawet do gazety. Rano nie ułożę sobie włosów i rzęs też nie wytuszuje. Bo nie znajdę na to czasu i zapomnę, bo tak dawno tego nie robiłam! Bywa, że za sobą tęsknie, wtedy pragnę uciec. Nie, nie na długo. Tylko tak na chwilę, żeby czasu móc dla siebie trochę uszczknąć. Usiąść w ciszy i zażyć spokoju. Widzisz Jasiu, bo ja teraz tej chwileczki nie mam – już od rana przy kołysce Twojej stoję i tak stoję do wieczora… Dzień w dzień. Tydzień w tydzień.
Ale kiedyś się odwdzięczysz i mi podarujesz kwiaty, podziękujesz. Tylko kubków mi nie kupuj, ani bombonierek. Ale jeśli już na taki prezent się zdobędziesz to obiecaj, że w tym kubku mi zaparzysz kawę. A w tym drugim zrobisz ją dla siebie.
I będziemy mogli porozmawiać…