Kiedy oglądaliśmy dom, w którym obecnie mieszkamy mój mąż zwrócił uwagę na działkę (a właściwie to ‘działeczkę). Powiedział pośrednikowi, że zawsze marzył o wielkiej… A ta Nasza ma niespełna osiemdziesiąt metrów (marzenia się spełniają… 😀 ). Wiecie co odpowiedział agent?
– Z duża działką jest jak z dzieckiem – ludziom wydaje się, że fajne, dopóki z nim nie zamieszkają… – miał skubaniec rację.
Jestem cierpliwa (naprawdę!), jednak są takie sytuacje, które mnie wnerwiają. I mimo tego, że kocham moje dziecko nad życie to czasem podnoszę głos. Kiedy pisze się o dzieciach i o tym co w tych dzieciach ‘trudne’ to przeważnie pisze się o klockach. Porozrzucane lego kontra bosa stopa. Znacie to? No pewnie (która matka nie zna?)! Jednak rozpieprzone lego to nie wszystko.
Nie zjedzony obiad
Tak, to jedna z tych rzeczy, która mnie naprawdę wkurza. Oczywiście nie drę się na Jana i nie stoję nad nim z batem, ale szlag mnie jasny trafia, bo narobię się jak głupia, a on nie raczy tknąć. Albo nawet gorzej – pierdzielnie tym obiadem w ścianę!
Rozsypana mąka tudzież rozsypane płatki
Kilka miesięcy temu wrzuciłam na facebook zdjęcie Jana odkręcającego słoik z owsianką. Podpisałam je ‘grunt to zachować spokój’. Jedna z Was skomentowała ten post zdaniem: to tylko płatki. Racja. To tylko płatki. Ale rozsypane po raz pięćdziesiąty w czasie PMSu urastają do rangi problemu, prawda?
Ucieczka
Na szczęście ‘ucieczki’ zdarzają się Janowi rzadko, ale kiedy już się trafi to – przysięgam – mam ochotę wrzeszczeć. Nie jestem mamą, która żongluje słowem UWAŻAJ i naprawdę pozwalam Janowi na wiele, jednak – spacer brzegiem chodnika nie wchodzi w grę. Niestety, mój syn tego nie rozumie – ucieka z wózka i wyrywa rękę. A kiedy próbuję go złapać… Kładzie się i śmieje!
Te wszystkie sytuacja, w których Jan ‘nie współpracuje’ (tak, wiem popełniłam gafę, bo dziecko współpracuje ZAWSZE, kto zna Juula ten wie). Ale wiecie, ja muszę wychodzić, a Jan nie chce się ubrać; ledwo wsiedliśmy do auta, a on chce wychodzić; trzeba ugotować obiad, a ‘maruda’ nie śpi etc.
Raz wyszłam z pokoju kiedy Jasio płakał. Naprawdę. Zdarzyło się. I nie jestem z tego dumna. Szlag mnie jasny trafił, kiedy młody wskoczył do sadzawki pełnej kijanek. Oczywiście nie chciał z niej wyjść i musiałam do tych kijanek wskoczyć… I przysięgam, myślałam że go zamorduje. I tak, kiedy wróciłam z Janem do domu to rzeczywiście postawiłam go w pokoju, a sama wyszłam do kuchni. I chociaż nie zamknęłam za sobą drzwi to jednak – przegrałam. Przegrałam z emocjami.
Bo tak moje drogie, uważam że każdy jeden krzyk, szarpnięcie czy wyjście z pokoju to Nasza wina. Wina rodzica. Dziecko jest dzieckiem. Dla niego to zabawa. W rozsypane płatki albo ucieczkę. To MY jesteśmy dorosłe i… Opanowane? No właśnie, jakoś tak nie zawsze. Bo czasem jesteśmy zmęczone, mamy PMS, niskie ciśnienie. I chciałabym napisać, że: w porządku! Ale w głębi serce czuje, że tak nie jest. To nie jest ‘normalne’, choć – niestety – LUDZKIE!
DOBRNĘŁAŚ DO KOŃCA? SUPER! BARDZO SIĘ CIESZĘ, ŻE KOLEJNA ZARWANA NOC NIE POSZŁA NA MARNĘ 🙂 JAK MYŚLISZ – TEN TEKST MÓGŁBY SIĘ KOMUŚ PRZYDAĆ? JEŚLI UWAŻASZ, ŻE TAK TO PROSZĘ CIĘ O:
- KOMENTARZ (NAJLEPIEJ MIŁY :D)
- LAJKA, SERDUSZKO TUDZIEŻ INNĄ MEGA SPONTANICZNĄ REAKCJĘ
- UDOSTĘPNIENIE
W TYM CELU ZAPRASZAM CIĘ NA MÓJ FANPAGE
AGNIESZKA,