Czy drugie dziecko było dobrym pomysłem? Tak! Choć przez chwile trochę żałowałam…
Dzisiaj przychodzę do Was z tekstem w którym wyjaśniam dlaczego „nie noś bo przyzwyczaisz” tudzież „najpierw daj ziemniaczki, a potem jabłuszko” są radami z dupy…
Kiedy dochodzi szósta a ty od godziny przebierasz pieluchy i zmieniasz bodziaki ulanemu dziecku. Kiedy wiesz, za chwilę wstanie starszak, a okazje do zmróżenia oka będziesz miała wieczorem…
To jak: podróżować z tymi dziećmi czy nie? Można czy nie moza? Da się czy nie? Już piszę!
Dwa zakatarzone i płaczące bąble. Nieumiejestność podzielenia siebie na dwa wpędza człowieka w rozpacz. Nikt nie uprzedzał, że będę musiała wybierać. Chce utulić dwójkę. Brakuje mi rąk, ramion, kolan…
Każda z Nas powinna mieć kogoś komu „podrzuca” dziecko i nie martwi się tym czy zjadło. Przysięgam! Piszę o tym z łazienki…
Widzę dysonans. Z jednej strony lajkujemy: „bądź sobą”, „nie patrz na innych”, „słuchaj głosu serca…” z drugiej hejtujemy matki, która robią swoje i rzeczywiście – nie oglądają się na innych.
Zacznę od tego, że jestem jeszcze w połogu a co za tym idzie… Nie myślę racjonalnie. To może tłumaczyć moje „podekscytowanie” podwójnym macierzyństwem. Powiem tak: kiedy zostałam mama po raz pierwszy byłam przerażona i przez większość czasu zastanawiałam się gdzie złożyć reklamacje. Nie było fajerwerków… Zapłakany bobas po prostu mnie przerastał. Tak samo jak nocne karmienie, przewijanie, usypianie. Byłam wykończona i czułam się okropnie bo… Bezzębny uśmiech nie wynagradzał wszystkiego! A ponoć miał. No bujda.
Problem drugiego dziecka sprowadza się do… Pierwszego dziecka. Serio. Od pierwszego dnia martwię się Janem, o Jana, przez Jana. Kuba po prostu jest. I przeważnie śpi albo je (tak, takie noworodki istnieją!). Nasze drugie dziecko nie stwarza problemów. Mało płacze, akceptuje smoczek, śpi w aucie. No Anioł! Za to Jan… Jan jest hajnidem. Z tego się nie wyrasta.
Po dwóch tygodniach podwójnego macierzyństwa dochodzę do wniosku, że w zdaniu „drugie/trzecie/kolejne dziecko wychowuje się samo” jest… ziarnko prawdy! Albo nawet dwa. Oczywiście „samo” to pewne nadużycie, bo samo pieluchy sobie nie zmieni i raczej się nie nakarmi, ale jednak… Drugie dziecko nie ma na wyłączność mamy, a co za tym idzie musi nauczyć się czekać. Czekać bo mama ogarnia starszaka lub… SIEBIE. Po tych dwóch tygodniach dochodzę do wniosku, że bycie rodzicem byłoby łatwiejsze gdyby… DRUGIE DZIECKO RODZIŁO SIĘ JAKO PIERWSZE. W sensie: gdybym za pierwszym razem czuła i wiedziała to, co czuję i wiem teraz „ pierwsze” macierzyństwo częściej by mnie bawiło niż przerażało i męczyło. Jak wychowuje się drugie dziecko? Czy widzę różnicę w swoim zachowaniu? Czy emocje, które towarzyszą mi teraz są podobne do tych sprzed czterech lat?